Po Wiśle - poniedziałek w prasie

Po Wiśle - poniedziałek w prasie
W dzisiejszych wydaniach prasowych dominują oczywiście opisy i oceny niedzielnego hitu Ekstraklasy, w którym Legia rozbiła Wisłę Kraków 3:0.

GAZETA STOŁECZNA

Portugalczyk nie ma łatwego życia. Trafił na Łazienkowską zimą ubiegłego sezonu, ale cały czas nie może przekonać do siebie Berga. Norweg w najważniejszych spotkaniach stawia na duet Radović - Ondrej Duda. I ten na razie go nie zawodzi.

Nie zawiódł go też wczoraj. Zarówno Serb, jak i Słowak spotkanie w Krakowie rozpoczęli na ławce rezerwowych, ale nie przeszkodziło im to w powiększeniu wygranej Legii i własnego dorobku strzeleckiego. Obaj w doliczonym czasie gry strzelili po golu i dobili wiślaków.

To jednak nie ich wypada chwalić najbardziej. Na miano bohatera spotkania zasłużył sobie Sa. Portugalczyk od Berga dostaje mało szans, ale jak pojawia się na boisku, to nie zawodzi. W tym sezonie w czterech ligowych spotkaniach strzelił pięć goli. (...)

Legia wygrała szósty mecz w sezonie, dzięki czemu w końcu udało jej się awansować na pierwsze miejsce w tabeli. Na świętowanie czasu jednak nie ma. Wszystko to przez napięty wrześniowy terminarz.

***

Tydzień przed inauguracją ligi koszykarze Legii zajęli ostatnie miejsce w Mazovia Cup. Zmartwieniem mogą być nie tylko porażki, które ponieśli w weekend, ale i forma, która wciąż jest zagadką - nawet dla nich samych.

Legioniści, którzy podczas turnieju rozgrywanego w Legionowie bronili zdobytego przed rokiem trofeum, tym razem nie wygrali ani jednego meczu - w piątek wpółfinale dali się ograć SKK Siedlce 80:87, a dzień później w meczu o trzecie miejsce ulegli Zniczowi Pruszków 85:87.

Choć przegrywali nieznacznie (SKK) bądź o włos (Znicz), w obu meczach zwyciężały drużyny zdecydowanie lepsze. Zieloni Kanonierzy grali chaotycznie, zrywami, choć zdarzały im się udane momenty. Mimo to Legia tuż przed inauguracją rozgrywek pierwszej ligi wciąż nie może odnaleźć właściwego dla siebie rytmu gry. (...)

Legioniści skończyli okres przygotowawczy z bilansem pięciu zwycięstw i czterech porażek.

GAZETA WYBORCZA

"Wyborcza" informuje, że szefowie Legii chcą sprowadzić na Łazienkowską gwiazdę ze znanym nazwiskiem i umiejętnościami, kogoś pokroju Danijela Ljuboi. Jednym z kandydatów ma być Artur Boruc, który trafiłby na Łazienkowską w przypadku transferu Dusana Kuciaka.

***

Od początku gracze Smudy grali jednak, jakby z wiekiem byli coraz szybsi i sprytniejsi, a prowadził ich bezbłędny Arkadiusz Głowacki. Przez lata skreślany, przez kontuzję zniechęcony do piłki, ale przeciwko Legii grał jak kandydat nie tylko na zawodnika, ale nawet kapitana reprezentacji Polski. 35-letni obrońca, który bardzo poważnie rozważał zakończenie kariery, a jeszcze w sobotę narzekał na uraz mięśnia, dobę później był zmorą reprezentantów polskiej piłki w europejskich pucharach.

Tyle że nawet Głowacki nie był w stanie podnieść Wisły po stracie gola, a wtedy to Legia pokazała, że jest drużyną gotową do obrony tytułu. Rzadko pozwoliła podchodzić przeciwnikom pod swoje pole karne i wybiła Wiśle z ręki wszystkie atuty. Piłkarze Smudy kompletnie nie mieli pomysłu i sił, by postawić się mistrzom Polski. Goście na ogół rozbijali ich akcje już na połowie boiska i dużo groźniej kontrowali. W doliczonym czasie Ondrej Duda pięknie przymierzył od poprzeczki, a chwilę później zniechęconych wiślaków dobił Miroslav Radović.

POLSKA

Po stracie gola gospodarze zamiast rzucić się na rywali i zaryzykować, grali zachowawczo. Notowali jednak dużo więcej strat niż w poprzednich spotkaniach. Przegrali też batalię w środku pola - Tomasz Jodłowiec do spółki z Ivicą Vrdoljakiem pewnie rozbijali ich ataki. Mózg wiślaków - Semir Stilić - nie pograł sobie wiele przy polsko-chorwackim duecie. Do wyrównania zabrakło przede wszystkim... celnych strzałów - po przerwie wiślacy nie oddali żadnego.

Losów spotkania nie odmienili też Donald Guerrier, Emmanuel Sarki i Mateusz Stępiński, których wprowadził Smuda. Bardziej skuteczni byli warszawscy rezerwowi - Kucharczyk, Duda i Sa. W doliczonym czasie gry (aż siedem minut - sędzia musiał przerwać mecz po tym jak kibice Legii "podgrzali atmosferę" sporą liczbą rac) z 0:1 zrobiło się 0:3. Najpierw "Kucharz" podał do Słowaka, ten uderzył fenomenalnie, a piłka po odbiciu się od poprzeczki wpadła do siatki. Po chwili z obroną Wisły i Michałem Buchalikiem zabawiłsięSerb. Minął bramkarza, jakby grał na treningu, a nie w meczu na szczycie ligi.

Legia awansowała na pierwsze miejsce w tabeli, a kibice, których do Krakowa przyjechało ok. 2000, długo po zakończeniu spotkania skandowali jeszcze "Henning Berg, allez allez!". Ale jak nie chwalić trenera, za którego kadencji drużyna z 33 oficjalnych meczów przegrała tylko cztery? (dwa - z Jagiellonią i Celtikiem zakończyły się walkowerami - red.) Poprawiły się nie tylko wyniki - niedzielne akcje, strzały i podania bramkowe bardziej pasowałyby do Primera Division niż naszej ekstraklasy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Temat pomijania Orlando Sa był ostatnio na tapecie w gabinetach przy Łazienkowskiej. Najlepiej opłacany zawodnik w drużynie, mimo świetnej skuteczności, nie przekonywał do siebie szkoleniowca. Nie chodziło o to, że ma grać w podstawowym składzie, ale choćby kilkanaście minut jako rezerwowy. Berg pozostawał jednak konsekwentny, wymyślił sobie sposób gry zespołu bez tego zawodnika. Obiecał jednak szansę i słowa dotrzymał, a Portugalczyk odwdzięczył się w najlepszy możliwy sposób. Wykorzystał prostopadłe podanie od swojego rodaka Helio Pinto i sprytnym strzałem pokonał Michała Buchalika. Widać było jego złość. Pobiegł pod trybuny, cieszył się jak dziecko, pokazywał swój numer na plecach. Zrobił naprawdę dobrą robotę, Arkadiusz Głowacki i Dariusz Dudka mieli z nim duży problem.

Jednak kluczem do wygranej legionistów był przede wszystkim środek pola. Ivica Vrdoljak i Tomasz Jodłowiec z pomocą kolegów opanowali tę strefę boiska. Przechwytywali zagrania, potrafili szybko rozpocząć akcję ofensywną swojego zespołu. Dzięki temu Wisła nie mogła za często przedostać się pod bramkę Legii. Nawet jeśli jej się to udawało, to defensywa i Duąan Kuciak potrafili sobie poradzić. Słowak po raz kolejny udowodnił, że kryzys formy, jaki miał ostatnio, jest już za nim. W drugim spotkaniu z rzędu zachował czyste konto. Wspomnianą obroną kierował tym razem Jakub Rzeźniczak, będąc jej centralną postacią. Trudno przypomnieć sobie jakiś jego błąd.

RZECZPOSPOLITA

Orlando Sa zagrał do tej pory w czterech spotkaniach ligowych - zdobył w nich pięć bramek. Gdy jednak przychodzą naprawdę ważne mecze, napastnik zazwyczaj ogląda walczących kolegów z ławki rezerwowych. W czwartkowym meczu LE z Lokeren Portugalczyk najbliżej gry był, gdy rozgrzewał się w drugiej połowie przy linii bocznej. Ale na boisko nie wszedł nawet na minutę. Berg woli zestawiać linię ataku z dwóch ofensywnych pomocników: Radovica i Dudy. Przypadek portugalskiego napastnika pokazuje, jak wielkie bogactwo wyboru ma trener Legii. Do wyobraźni przemawia też fakt, że obok Sa w podstawowym składzie wybiegł Marek Saganowski - zdobywca stu goli w lidze. Żaden trener w Polsce nie może się z Bergiem w tym względzie ścigać - można nawet zaryzykować tezę, że drugi skład Legii walczyłby o czołową ósemkę w lidze.

FAKT

Norweski szkoleniowiec po ostatnim gwizdku sędziego mógł triumfować. "Sagan" walczył jak lew, a Pinto popisał się fantastyczną asystą przy golu strzelonym przez Orlando Sa (26 l.). Portugalski napastnik po raz kolejny udowodnił, że jest w znakomitej formie i powinien grać częściej. - Zapowiadałem zmiany w składzie po czwartkowym meczu z Lokeren w Lidze Europy. Mamy szeroką kadrę złożoną ze świetnych piłkarzy. Marek, Helio, Orlando czy Kuba Kosecki wykonali świetną robotę i jestem z nich bardzo zadowolony - powiedział Berg.

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości