"Lubię rozrabiać z drugiego rzędu!"

"Lubię rozrabiać z drugiego rzędu!"
Czasem wydaje się, że wszystko fajnie się układa, zawodnik chce przyjść do Legii, nie ma większych problemów, a nagle przeszkodą staje się jego klub. W innym przypadku nie ma żadnych kłopotów na linii klub - klub bądź klub - zawodnik, a wówczas menedżer potrafi wpadać na pomysły, które hamują cały proces. Dochodzę do wniosku, że transfer to jest swoisty kompromis wielu podmiotów, które danym tematem są zainteresowane - mówi w rozmowie z Legia.com Michał Żewłakow, dyrektor Legii do spraw scoutingu.
 

Za Tobą już rok pracy na stanowisku dyrektora scoutingu. Jak podsumujesz ten czas?

- Na pewno w pewnym sensie był to czas nauki i zdobywania nowych doświadczeń. Zdaję sobie sprawę, że już do końca życia człowiek będzie z dnia na dzień uczył się czegoś nowego. Przyznam Ci jednak, że pewne rzeczy, które przed rozpoczęciem tej pracy wydawały się proste i oczywiste, wcale takie nie są.

Jak zmieniło Ci się spojrzenie na dziedzinę scoutingu po tym jak przeszedłeś na drugą stronę?

- Przed podjęciem tej pracy miałem wrażenie ze jest to łatwiejsze. W praktyce widzę, że zawodnicy, którzy rzucają się w oczy i prezentują odpowiedni poziom, kosztują minimum milion euro, choć nie zawsze są już gotowi na duży klub. Widzę też, że ci, którzy podobają się działowi scoutingu, nie zawsze musza pasować trenerowi. I na koniec – teraz widzę, że niektórzy menedżerowie mają przerośnięte ego, słabo znają się na piłce i każdy dzień powinni zaczynać od Ice Bucket Challenge (śmiech).

Czy w przypadku sytuacji z "aferą tortową" "Sagana" sugerowałeś jakieś rozwiązanie?

Czasem wydaje się, że wszystko fajnie się układa, zawodnik chce przyjść do Legii, nie ma większych problemów, a nagle przeszkodą staje się jego klub. W innym przypadku nie ma żadnych kłopotów na linii klub - klub bądź klub - zawodnik, a wówczas menedżer potrafi wpadać na pomysły, które hamują cały proces. Dochodzę do wniosku, że transfer to jest swoisty kompromis wielu podmiotów, które danym tematem są zainteresowane - mówi w rozmowie z Legia.com Michał Żewłakow, dyrektor Legii do spraw scoutingu.

- Jeśli chodzi o Marka, to przypomina mi to sytuację z reprezentacji. Trener Smuda nigdy nas nigdzie nie puszczał, ale jak zagrałem swój setny mecz, to sam poszedłem do niego i powiedziałem: "trenerze, chciałbym zabrać drużynę na imprezę". Mówi: "ale jak to?!". Odpowiadam: "trenerze, nieczęsto gra się setny mecz w kadrze". No i w końcu puścił... Podobnie można postrzegać sytuację Marka - strzelił setnego gola, miał więc powód do radości. Nie sądziłem, że będzie świętował akurat w tak efektowny sposób (śmiech). To jednak osoba, która na boisku pokazuje, że bez względu na to, czy będzie biegał z jedną nogą, czy z dwoma złamanymi , to zawsze odda całe serce. Dla mnie bardziej zawalił „Rzeźnik”, który to nagrał i opublikował niż Sagan, ale to moje prywatne zdanie. W przypadku niektórych zawodników pewne rzeczy łatwiej wybaczyć. Zastanówmy się, czy mielibyśmy większego kaca, gdybyśmy Marka przykładnie surowo ukarali. Czy nie bylibyśmy wściekli na siebie, że zachowalibyśmy się tak w stosunku do kogoś takiego jak "Sagan". Należy pamiętać, że piłkarz to też człowiek i czasem robi tak samo głupie rzeczy, jak każda inna osoba. To Markowi zdarza się raz w karierze, więc też nie róbmy tragedii, szczególnie, że jest bliżej końca przygody z piłką niż na jej początku.

Na ile prawdziwe są opinie, że piłkarze ciągle imprezują?


- To chyba się już troszkę zmienia, dawniej było o wiele bardziej hucznie. Wydaje mi się ze dwadzieścia lat mojej kariery to była wieczna impreza. Ja zawsze wychodziłem i uważałem, że to nie przeszkadzało w kontekście gry. Może to był błąd, ale… taki już byłem. Ludzie się czasem dziwili, jak ja to wszystko mogę wytrzymać. Wydaje mi się, że kluczowe było moje podejście do sprawy, do sportu. Nieważne, czy spałem godzinę, dwie, pięć, czy w ogóle - kiedy wychodziłem na trening, po prostu zapieprzałem. Dla mnie mecz często nie kończył się wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego, tylko o czwartej rano. Nigdy nie poszedłem na imprezę przed meczem. Po meczu… z miłą chęcią (śmiech).



Wiesz, co Artur Boruc powiedział w wywiadzie dla legia.com? "Piłeczka jest po stronie Legii".


- Jak to Artur - dużo nie powiedział... Rozmawialiśmy na ten temat już wcześniej. Zdaję sobie sprawę, jak wygląda sytuacja, także... no... nie chciałbym teraz za dużo mówić, natomiast ta sprawa nie jest nam obojętna.


Legię w ogóle stać w tym momencie na Boruca?


- To się okaże po rozmowie z Arturem. Właśnie przy tej rozmowie zobaczymy, czy Artur bardzo chce wrócić do Legii.

Cały zapis rozmowy z Michałem Żewłakowem na http://legia.com/news,44104-lubie_rozrabiac_z_drugiego_rzedu.html

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości