Orlando Sa: Legia Warszawa to świetne miejsce!

Orlando Sa: Legia Warszawa to świetne miejsce!

Do kadry mistrza Polski trafił zimą tego roku. Mimo długiej aklimatyzacji i trudnego początku Orlando Sa świetnymi występami i skutecznością pomału, ale skutecznie zaskarbia sobie serca stołecznych kibiców. Media piszą o nim w wielu kontekstach i często informacje zawarte w materiałach wychodzą poza ramy piłkarskich klimatów. Futbolowo.pl pragnie przybliżyć czytelnikom jakim człowiekiem jest Orlando Sa, i jakie są jego mocne i słabsze strony.

- Na początek laurka od naszego wspólnego znajomego. Paweł Kieszek, z którym chodziłem do szkoły i przez chwilę trenowałem z Marymoncie Warszawa, a z którym ty trenowałeś wspólnie w Bradze, powiedział, że było wręcz trudno jednoznacznie ogarnąć skalę twojego talentu. Dodał, że świetnie grałeś obiema nogami i głową, a poza boiskiem byłeś bardzo miłym i dobrze wychowanym kolegą. Lepszej rekomendacji od partnera z boiska chyba nie można otrzymać.

- Paweł to świetny gość! Zabawny i świetnie się w jego towarzystwie spędzało czas. Mam jak najlepsze wspomnienia związane z nim i był świetną wizytówką polskiego futbolu w naszym klubie. Życzę mu powodzenia w Estoril.

- Graliście razem na starcie twojej kariery. Opowiedz trochę o tych początkach.

- Tak naprawdę wszystko zawdzięczam panu Rui Perreira, mojemu nauczycielowi wychowania fizycznego. To on, jakieś dziesięć lat temu, zauważył we mnie potencjał do uprawiania sportu i sprawił, że zajmuję się tym do dziś. Co ciekawe, w tej chwili pan Rui jest posłem na sejm w Portugalii.

- Jednak nie zaczęło się od piłki nożnej, prawda? Trafiłem na informację, że zacząłeś od lekkoatletyki.

- Masz dobre informacje! W moim życiu przewinęło się masę dyscyplin - podnoszenie ciężarów, skoki wzwyż, w dal, sporo także biegałem. To właśnie wspomniany Rui Perreira namówił mnie bym skupił się na piłce nożnej, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. I tak stałem się piłkarzem.

- Jednym słowem, doświadczenie nabyte w lekkoatletyce przydaje ci się na murawie?

- Oczywiście. Dzięki mojemu nauczycielowi zrozumiałem, że na bieżni mogę być dobry, ale z piłką u nogi dużo lepszy. Umiejętności nabyte podczas treningów ze sztangą czy w sali gimnastycznej zdecydowanie pomagają w karierze piłkarza.

- Nie żałujesz, że postawiłeś na piłkę nożną?

- Z perspektywy czasu to była świetna decyzja. Właściwie tak samo dobra jak i trudna, bo jednak rzutująca na całe życie. To był twardy orzech do zgryzienia, bo bardzo lubiłem królową sportu, ale dzięki wsparciu mojego nauczyciela wiem, że zrobiłem słusznie.

- Miałeś chwile zwątpienia?

- Moje wszystkie wątpliwości minęły w dniu, w którym zagrałem pierwszy mecz i strzeliłem, kurczę nie pamiętam ile, ale bardzo dużo goli. To był mecz w kategorii juniorów więc poziom prezentowany przez chłopców był bardzo różny. Po prostu trafiła mi się słabsza drużyna, nastrzelałem bramek i wtedy już wiedziałem, że to jest droga, którą chcę podążać.

- Jak ważne jest dla takiego młodego chłopaka wsparcie rodziny?

- Oparcie w najbliższych dla sportowca jest szalenie istotne. Miałem piętnaście lat, gdy opuściłem rodzinny dom, by grać w piłkę w Bradze. Dla dzieciaka taka pomoc to ważna rzecz, bez której samemu ciężko jest odnaleźć się w nowym miejscu.

- Nie żałujesz tego kroku?

- To była kolejna bardzo trudna decyzja. Jednak ukształtowała mnie jako piłkarza i człowieka. Braga to moje ulubione miasto, wymarzony klub, w którym zawsze chciałem grać i w którym do dziś mam wielu przyjaciół. To była decyzja najlepsza z możliwych.

- Następnym krokiem był transfer do FC Porto. Czy gra oraz treningi z najlepszymi piłkarzami w Portugalii sprawiła, że stałeś się lepszym piłkarzem?

- To na pewno. Jednak to był gigantyczny krok w mojej karierze. I z perspektywy czasu niestety uważam, że to było za wcześnie dla mnie. Po prostu nie byłem gotowy na taką przemianę jakościową. Być może gdybym cofnął się w czasie i znów stanął przed taką decyzją, zrobiłbym to samo, ale zdecydowanie lepiej przygotowałbym się do tego.

- Rozumiem, że głównie chodzi o przygotowanie mentalne?

- Zdecydowanie tak. W tej chwili jestem psychicznie gotowy na tak wielkie wyzwania, jestem dużo mądrzejszym piłkarzem niż wtedy. W owym czasie nie byłem tak poukładany i szczerze mówiąc nie gotowym na FC Porto.

- Następny przystanek - Premier League i transfer do Fulham. Wielu twierdzi, że to najsilniejsza liga świata. Czy to było spełnienie marzeń?

- Oczywiście, że tak. Chyba Everestem każdego młodego piłkarza jest gra w najsilniejszych rozgrywkach, na przykład w lidze angielskiej. Jednak znów muszę zaznaczyć, że nie byłem do końca przygotowany go tego transferu. Nie w taki sposób jak jestem przygotowany do obecnego przedsięwzięcia, jakim jest Legia Warszawa. Obecnie jestem w pełni świadomy swoich umiejętności i pewny siebie. Premier League to magiczne słowa, którym bardzo ciężko odmówić. Już będąc zawodnikiem Bragi miałem oferty z Wysp Brytyjskich i wtedy nie skorzystałem z nich. I chyba Fulham przyszło za szybko. Ale kto by odmówił?

- Młodość to także brak cierpliwości.

- Tak, i tutaj chciałbym wykorzystać moment by doradzić coś młodym piłkarzom. Nie śpieszcie się, nie opuszczajcie za szybko swoich klubów i nad każdą ofertą zastanówcie się dwa razy. Dopiero jak uznacie, że jesteście gotowi na taki krok pod względem fizycznym i psychicznym, wtedy wyruszajcie w wielki lub mniejszy świat. Wiem co mówię.

- Miałeś okazję poznać Jose Mourinho?

- Niestety, nie. Opiekun Chelsea jest jedną z nielicznych osób ze świata piłki, której nie poznałem osobiście. I bardzo żałuję, bo jest również jedną z nielicznych, którym chciałbym powiedzieć, że są moim wzorem i bardzo go podziwiam.

- Twierdzisz, że nie byłeś do końca gotowy na grę w Fulham. Jak to jest, czy młodych piłkarzy bardziej wciąga Londyn i jego atrakcje, czy zżera presja?

- To dosyć skomplikowana sprawa. Londyn to miasto wielu pokus, które mogą zawrócić w głowie młodemu człowiekowi. Przyznaję się bez bicia, że w wieku, w którym znalazłem się w Anglii nie do końca skupiałem się na piłce nożnej, nie w stu procentach. Teraz już wiem, że zachowałbym się zupełnie inaczej i nie popełniłbym tylu błędów.

- Takie podejście do życia zniszczyło wiele talentów. Ważne, że sam dostrzegasz takie rzeczy i wyciągnąłeś odpowiednie wnioski.

- Widzisz, moim szczęściem bądź nieszczęściem było to, że trafiłem do Fulham w momencie kiedy był na fali wznoszącej i przeżywał chyba najlepszy okres w swojej historii. Do tego dochodzi atmosfera Londynu, która, sprawia, że marnuje się niejeden talent. I pewne jest to, że teraz inaczej bym pokierował sobą na Craven Cottage.

- Czy piłkarz na zakręcie, któremu nie idzie i nie radzi sobie w tak znakomitej lidze czuje wstyd czy raczej piłkarską złość, za to, że życie mu dało kopniaka w tyłek?

- Wiesz, tak naprawdę gdyby przeanalizować skład Fulham z tamtego sezonu znaleźlibyśmy świetnych zawodników, z uznaną marką na świecie. Podobnie jest teraz w Evertonie. Musimy pamiętać, że byłem bardzo młodym chłopakiem i dostawałem mało szans żeby się wykazać. Jednak uważam, że te, które trener mi dał dobrze wykorzystałem.

- Czyli jednak nie żałujesz i było warto?

- Oczywiście. I w związku z tym mam kolejną radę dla młodych piłkarzy. Jeśli macie ofertę z dobrego klubu to zastanówcie się, porozmawiajcie z trenerem, dyrekcją i osobami, które was otaczają. Bo błędna decyzja może zaważyć na całym waszym życiu i wszystko może się obrócić przeciwko wam.

- Po przygodzie z Fulham, trafiłeś do ligi cypryjskiej. Potraktowałeś to jako zesłanie czy chciałeś udowodnić wszystkim, że Orlando Sa jeszcze się nie skończył?

- Jeśli chodzi o sam proces przejścia z Fulham do AEL Limassol to nie chciałbym do tego wracać, bo to dla mnie bardzo bolesna historia. Krótko mówiąc, wokół mnie kręciło się parę osób, które udawały przyjaciół, a gdy przyszło co do czego, to bardzo na nich się zawiodłem. Pierwsze miesiące na Cyprze są moimi najgorszymi momentami w karierze. Ale pomyślałem tak, że jedynym sposobem na wyrwanie się z marazmu, będzie zostanie najlepszym piłkarzem na Cyprze. I tak się stało. To był świetny test dla mnie, udało mi się wyrwać z niemocy i trafiłem do Legii Warszawa.

- Skoro tobie udało się nie zakotwiczyć na Cyprze to możemy ten fakt wziąć za pozytyw, prawda? Nie takie to piekło straszne.

- Na szczęście pod koniec mojego pobytu na wyspie byłem najlepszym piłkarzem ligi. Zarówno dyrekcja klubu, jak i moi koledzy i cały cypryjski świat futbolu wiedział co potrafię i siłą rzeczy musiały się pojawić takie oferty, jak właśnie z Legii Warszawa. I z całym szacunkiem dla miejsca, w którym wtedy żyłem, fajnie że mogłem tam pograć i zostać najlepszym zawodnikiem ligi, ale prawda jest taka, że nigdy nie powinienem był tam trafić…

- W takim razie czym przekonała cię do siebie Legia? Oprócz możliwości zmiany otoczenia.

- Tak naprawdę główna zasługa, że trafiłem do stolicy Polski leży po stronie osób, które stoją na czele naszego klubu. To właśnie oni swoim podejściem do mnie oraz wyrozumiałością sprawili, że chciałem stać się częścią projektu jakim jest Legia.

- Zanim trafiłeś nad Wisłę sprawdziłeś dokładnie gdzie przyjdzie ci żyć przez najbliższe lata?

- Wszystko co Google mogło mi przekazać zostało wykorzystane. Oczywiście, konsultowałem się z moim kolegą z czasów cypryjskich, Dossą Juniorem, który chwalił sobie Polskę.

- Jak już zdążyłeś kilka razy wspomnieć, życie piłkarza to nie jest bułka z masłem. Czasem to istny rollercoaster. Ja się zatem motywujesz w gorszych chwilach?

- Dwie rzeczy są dla mnie największą motywacją - Liga Mistrzów i gra w reprezentacji Portugalii. Wygrywaniu mistrzostwa Polski czy Pucharu nie towarzyszy tak wielka motywacja, ponieważ to jest nasz obowiązek jako piłkarzy Legii Warszawa. A poza tym Legia zna smak mistrzostwa krajowego wybornie.

- Gdybyś cofnął się w czasie i jako młody chłopak stanął przez decyzją czy dołączyć do Legii Warszawa na takim poziomie jak teraz i móc uczyć się piłkarskiego rzemiosła, podjąłbyś rękawicę?

- Jeśli podróż w czasie byłaby możliwa, z pewnością przyszedłbym do Legii! Pod warunkiem, że Legia by mnie chciała.

- Mam wrażenie, że kariera piłkarza przypomina trochę egzamin na prawo jazdy. Możesz mieć fantastyczny talent, robić świetnie swoją robotę, ale trafisz na słabszy dzień, który może zaważyć na tym, że skauci bądź trenerzy wybiorą kogoś innego, a tobie nie powtórzy się już taka szansa. Ktoś z mniejszym talentem akurat ma „dzień konia” i trafia na salony, a perełka zostaje zapomniana.

- Masz rację, właśnie dlatego, moim zdaniem, piłka nożna jest królową sportów. Jest totalnie nieprzewidywalna! Jeśli znajdziemy się z odpowiednią formą w odpowiednim czasie i zobaczą to właściwi ludzie, to drzwi do kariery mamy otwarte. A czasami zdarza się tak, że możesz się bardzo starać, ale masz zły dzień i kiszka. Futbolem rządzi często przypadek.

- Czego brakuje ci w Warszawie, a co zabrałbyś ze sobą do Portugalii?

- Do ojczyzny nie zabierałbym niczego, ale do Polski przywiózłbym moich przyjaciół. Chciałbym im pokazać, że Warszawa jest świetnym miejscem do życia, a Legia ma wysokiej klasy zawodników. Na własnej skórze przekonaliby się jak Polska kapitalnie się rozwija i jakich profesjonalistów ma mój obecny klub.

- Z kim w Legii, oprócz kolegów mówiących w języku portugalskim, trzymasz się najbliżej?

- Wiadomo, że oprócz grupy portugalskiej najlepiej dogaduję się z chłopakami, którzy mówią po angielsku. Nie wszyscy w klubie znają ten język, ale z czasem dogadam się z każdym.

- W końcu futbol to królowa języków!

- Czasami widzisz jakąś fajną dziewczynę, ale nie znasz języka, a i tak się dogadacie. W piłce nożnej jest tak samo.

- Na boisku często dogadać się można hasłami lub brzydkimi wyrazami.

- Tak to już jest, w nowym kraju najszybciej uczymy się tych brzydkich rzeczy.

- Zagrałeś jeden mecz w rezerwach Legii. Miałeś wrażenie, że młodsi koledzy oczekują po tobie cudów na boisku?

- To było ciekawe doświadczenie. Gdy dowiedziałem się, że mam zagrać w rezerwach, zastanawiałem się dwa razy czy to zrobić. Ale ponieważ jestem zawodowcem, nie robiłem problemu i wystąpiłem w tym meczu. Powiedziano mi, że jest to bardzo ważne spotkanie dla Legii i to wystarczyło. No cóż, strzeliłem dwa gole, zanotowałem asystę - zrobiłem co do mnie należało. Do tej pory chłopcy, którzy wtedy byli w rezerwach, a teraz trenują z pierwszą drużyną wspominają dzień, w którym Orlando Sa pomógł wygrać mecz.

- Nie obraziłeś się na nikogo tylko zrobiłeś co umiesz najlepiej.

- Takie rzeczy tylko wzmacniają. W życiu są lepsze i gorsze momenty, ale to buduje karierę piłkarza.

- Może spotkasz jakiegoś gwiazdora, który powie ci: „Hej Orlando, kiedyś gdy byłem nieopierzonym młokosem, wystawiłeś mi świetną piłkę, strzeliłem gola i sporo się nauczyłem - będę ci za to wdzięczny do końca życia”.

- To byłoby bardzo miłe. Jestem osobą, która każdemu życzy dobrze. I chciałbym, by któryś z moich kolegów, starszych czy młodszych, stał się gwiazdą światowego formatu.

- Kto jest twoim piłkarskim idolem?

- Nigdy nie byłem wpatrzony w jakiegoś konkretnego zawodnika. Nigdy nie chciałem nikogo naśladować, czy być taki jak on. Mam w życiu inne osoby, które są dla mnie wzorami i przykładami.

- Czyli żaden piłkarz ci nie imponuje?

- To nie tak, bardzo podoba mi się Zlatan Ibrahimović. Nie tylko ze względu na wysokie umiejętności piłkarskie, ale podoba mi się jako osoba. To nie jest typ, który każdemu rzuca się na szyję, nie jest taki wylewny. Ma mocny charakter, swoje zdanie i to jest super. I z tego co miałem okazję przeczytać, zawsze mówi co chce, jak udziela wywiadu to on kieruje rozmową. W ogóle rzadko udziela się w mediach. Ja też mówię co chcę, choć czasami słyszę: „Orlando, spokojnie, nie zagalopuj się”. Czasami mam ochotę powiedzieć o czym innym niż to o co jestem pytany.

- Jesteś już doświadczonym piłkarzem, ale powiedz, jaki był twój najdziwniejszy mecz?

- Może nie był to dziwny, ale bardzo ważny w reprezentacji Portugalii U-21 z mistrzem Europy Hiszpanią. Pamiętny dlatego, bo strzeliłem Hiszpanom trzy gole głową i pomyślałem wtedy, że jeśli tak dalej pójdzie, to może być tylko lepiej.

- Jak istotną rolę w zespole pełni kapitan? Czy jego postawa i wsparcie napędza drużynę?

- Kapitanem zostaje zawsze piłkarz charyzmatyczny. Jednak nigdy nie jest tak, że jedna osoba potrafi zapanować nad dwudziestką rozhukanych młodzieńców. Obok kapitana zwykle działa starszyzna zespołu, która wspomaga lidera. Jednak kapitan to kapitan, osoba rzeczywiście ważna.

- Orlando, młody piłkarz często ma gorąca głowę i nie radzi sobie w stresowych sytuacjach. Uderzyłeś kiedyś kogoś na boisku? Czy się powstrzymywałeś, gdy byłeś u kresu cierpliwości?

- Szczerze mówiąc niekiedy mam na to ochotę, bo na murawie toczy się walka. Jednak jeśli mógłbym doradzić coś młodszym kolegom, to boisko nie jest odpowiednim miejscem na niezdrową agresję i przemoc. Jeśli chcecie się wyżyć to nie na murawie. A na placu kopcie jak najlepiej w piłkę i tyle w tym temacie.

Rozmawiał Tomasz Pazdyk

Współpraca Adam Mieszkowski

Komentarze

Dodaj komentarz
  • 7956 telegramu群发软件 napisał
    10314
    telegramu群发软件
    https://www.tgyx365.com

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości